Rozmiary
tragedii Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r., początkowy chaos informacyjny, pytania
o przyczyny i okoliczności wypadku – wszystko to sprawiło, że
w ciągu kilku godzin po katastrofie zawrzały nie tylko lokalne fora internetowe,
ale i specjalistyczne lotnicze serwisy na całym świecie. W ciągu
następnych dni zawiązała się międzynarodowa społeczność
internautów, którzy zaczęli dociekać, co się wydarzyło i dlaczego,
próbowali odtworzyć przebieg katastrofy oraz znaleźć jej przyczyny.
Oprócz amatorów w dyskusje włączyli się rosyjscy (i nie tylko) specjaliści,
w tym byli i aktualni piloci, którzy latali na tupolewach i znali smoleńskie
lotnisko wojskowe.Nieoficjalne
śledztwo internautów stało się samorzutną akcją niepodporządkowaną
żadnym z góry określonym zasadom, z wyjątkiem dążenia do
weryfikacji wszelkich możliwych hipotez. Jego uczestnicy nie mieli dostępu
do tajnych dokumentów, za to dysponowali zbiorową wiedzą z najróżniejszych
dziedzin – od psychologii po fizykę – oraz informacjami, jakich
mogli dostarczyć mieszkańcy Smoleńska, w tym nieliczni świadkowie
katastrofy. Zakrojone na taką skalę śledztwo publiczne jest zjawiskiem
absolutnie wyjątkowym. Czegoś takiego nigdy dotychczas nie odnotowano.