Jeden z najwybitniejszych i najpoczytniejszych współczesnych pisarzy polskich
ujawnia wreszcie pełny zapis swojego dziennika, który prowadził przez
ostatnie lata (w dużych fragmentach publikował go w Przekroju ). Znany
z brawurowo poprowadzonych powieści, zachwycający jako autor dramatów
i scenariuszy, powszechnie czytany jako felietonista, tym razem pokazuje się
nam jako memuarysta w sensie ścisłym. To nie zapiski z błahej codzienności,
nie spis chorób i dolegliwości (choć znajdziemy zapis z poczekalni do
neurologa), nie zestawienia wyróżnień i odznaczeń. Nie ma tu męczących
i wydumanych autoanaliz i nieustającego narzekania na świat i bliźnich,
co często można spotkać w ostatnio publikowanych dziennikach znanych
pisarzy. Oczywiście są codzienne marszruty Hożą i Kruczą
do placu Trzech Krzyży, jest lektura gazet, są zapisy spotkań z czytelnikami
czy przyjaciółmi (nawet niepozornym wydarzeniom Pilch umie przydać głębi:
Rok po narodzeniu Chrystusa tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty
i drugi, fantastyczny majowy upał nie tyle na rynku, co na Kanoniczej; z Hanulą,
Pawłem Huelle i Antkiem Liberą taszczyliśmy jakieś z heroizmem,
bo z pensji w Tygodniku Powszechnym kupione, opakowania paluszków i butelek wina,
życie było wieczne ). Dziennik Pilcha czyta się jak jego powieści.
To narracja, w której znajdziemy Adama Małysza i lekturę Biblii, Avatara
i Joyce a, matkę i ojca, Kraków i Warszawę, katolików i ewangelików, w
końcu, rzecz jasna, piłkę nożną. Znajdziemy tu też
szczere sprostowania narastających latami wokół autora nieporozumień:
Całymi latami marzyłem o byciu literackim urzędnikiem, a przyrosła
mi cyganeryjna gęba lekkoducha, bankietowicza i Bóg wie kogo . Są w Dzienniku
takie rozbrajające wyznania jak to: Ja wiem, że prawdziwy kibic stoi przy
swoim klubie bez względu na wszystko. Dochodzę jednak do wniosku, że
upór stania przy Cracovii jest uporem debila. Za stary jestem na być może
szlachetne, ale psychiatryczne wytrwałości. Jak zwykle u Pilcha świeże,
zadziorne i odważne spojrzenie na świat, ironia, dystans ale i gorące,
bezkompromisowe zaangażowanie, kwestie dnia dzisiejszego i kwestie ostateczne.
I jak zwykle u Pilcha zniewalająca przyjemność czytania.